Dłuższy pobyt w Aradzie nie był planowany, jednak sprzed nosów ucieka nam ciopąg do Oradei. Śniadanie na trawie trwa, choć pewne nie jesteśmy owej śniadaniowej pory. Prawdę mówiąc czujemy się trochę kolacyjnie.
Chodzimy to tu to tam, miasto nam się podoba. Dość szybko postanowiłyśmy przetestować jakość tutejszego piwa. Niestety nie znalazłszy zielonej przestrzeni wchodzimy komuś na podwórko. Niespodziewanie zostajemy bardzo miło przyjęte, posadzone na krzesłach i zaznajomione z latoroślami mówiącymi po angielsku. Wywiązała się z tego całkiem długa rozmowa, znajomość została zwieńczona dyskoteką w aucie. Pozdrowienia dla Ralisy i jej chłopaka ;]